poniedziałek, 30 maja 2011

Lwów - z innej perspektywy

Stare, obdarte podwórka, rozwieszone pranie, zatrzymany czas. Uliczni grajkowie, babuszki w kwiecistych chustach sprzedające owoce i warzywa. To jeden obraz.




A drugi? Nowoczesne miasto, pełne turystów i drogich samochodów. Niewątpliwie Lwów jest pełen kontrastów i uroku. Tylko jak go znaleźć, będąc tam zaledwie dwa dni?


...

Pierwszy spacer do centrum. Może to przez zmęczenie, ale pierwszego popołudnia nie poczułam uroku tego miasta. Nasz plan też nie był zbyt aktywny. Wybraliśmy się na spacer po rynku...



... który chwilę później oglądaliśmy z wieży ratuszowej.



Wieczorem udaliśmy się do przyjemnej knajpki, która polecana jest w przewodnikach i różnych materiałach z informacji turystycznej, choć cenowo raczej nie odbiega od innych. Niewielka restauracja mieści się na XVI wiecznym, renesansowym włoskim dziedzińcu (wstęp kosztuje 1 Hr). Z pewnością można tam odpocząć od gwaru miasta, ale traci się tym samym szansę na poczucie magii Lwowa...


Tę poczuliśmy kolejnego dnia.

Dzień znów rozpoczęliśmy od kręcenia się po okolicach rynku. A tam, warte zobaczenia...

Katedra Łacińska- jeden z najstarszych Kościołów we Lwowie oraz jeden z najstarszych gotyckich lwowskich zbytków, Ormiańska, która była kiedyś centrum dzielnicy zamieszkanej przez lwowskich Ormian, Czarna kamienica, Kaplica Boimów czy pobliska Opera.








To tylko niektóre z miejsc, które trzeba zobaczyć, a tu tak goni nas czas...

Oprócz punktów obowiązkowych, ruszyliśmy szlakiem niezwykłych knajp. Tak, to pochłonęło sporo czasu :)
Moim numerem jeden z pewnością jest knajpa... której nazwy nie pamiętam! Próbując znaleźć w Internecie natknęłam się na dwie: Kominiarz i Dom Legend. Druga zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu, więc pewnie tak ją zapamiętam. A czym mnie urzekła? Tarasem. Tarasem z pięknym widokiem na miasto, kominem, na który można się wspiąć i zaparkowanym tam trabantem.




Na przeciw Domu Legend mieści się żydowska "Pod Złotą Różą" gdzie ceny zależne są od umiejętności targowania się (nie praktykowaliśmy).

Bliżej ratusza można wstąpić do kawiarni Masocha, gdzie czeka nas, hmm, nie owijając w bawełnę, ostra atmosfera. Fani kajdanek, pejczów i innych tego typu gadżetów z pewnością poczują klimat (Leopold von Sacher - Masoch jest ojcem masochizmu). Długo tam nie zagościliśmy, więc próbujemy dalej...





Znanym lokalem jest restauracja - muzeum lampy naftowej. Przy wejściu rzeźba poświęcona wynalazcy - Ignacemu Łukasiewiczowi, a na tarasie stoi latarnia w postaci lampy naftowej. Klimat knajpy utrzymany przez liczne eksponaty i firmowe specjalności...


Coś dla fanów słodkości - nie można ominąć fabryki czekolady. Specjały w karcie powodują ciężkie do pokonania niezdecydowanie, a mieszczący się w środku sklep może solidnie nadszarpnąć wycieczkowy budżet. Szpilki z czekolady, jakie to kuszące...



Ciekawych knajp z koncepcją jest jeszcze więcej. Dwa dni na samo ich odnalezienie to stanowczo za mało.

Zostawmy okolice rynku i przejedźmy rozklekotanym tramwajem na Dworzec Stryjski. Przy zachodzącym słońcu wygląda pięknie.



Będąc we Lwowie nie można zapomnieć o cmentarzu Łyczakowskim, który jest jedną z najstarszych z istniejących do dziś w Europie nekropolii. Pełen charakterystycznych pomników i bogatego zdobnictwa nagrobnego. Pochowanych jest tam wielu przedstawicieli nauki, sztuki i polityki. Znajdują się tam także mogiły uczestników powstania kościuszkowskiego, listopadowego i styczniowego.





Osobną część cmentarza stanowi cmentarz Orląt Lwowskich, który został zniszczony przez Armię Czerwoną w 1971 roku, a odbudowany w latach 90tych. Setki białych, jednakowych mogił... Na Pomniku Chwały wyryte "Mortui sunt ut liberi vivamus" - "Polegli, abyśmy żyli wolni". W tym miejscu nie trudno o chwile skupienia, zatrzymania się.


Atmosfera tego cmentarza to też jego położenie na falistym terenie, pełnym bogatej roślinności.

*

Do centrum wróćmy tramwajem. Zza szyb rzućmy jeszcze raz okiem na stare kamienice, sklepy jakby z innego wieku, gwar kupieckiego miasta. Następny przystanek. To Lwów prężnie idący do przodu, miasto młodych, ściągające rzesze zachodnich turystów.





Lwów zachwycił. Magią przeszłości i przyszłości, gdzie jazda tramwajem jest jak podróż w czasie...


Teraz też zmieńmy czas - na ten przed podróżą. Trochę planowania.

Dla nas czynnikiem najważniejszym była cena, więc wybraliśmy sposób kombinowany. Pociąg do Przemyśla, stamtąd bus do przejścia granicznego w Medyce. Po pieszym przekroczeniu granicy, marszrutka do Lwowa. W Internecie jest mnóstwo ofert hosteli, hoteli czy kwater, na miejscu z pewnością też coś znajdziemy.

Ceny poglądowo:

Pociąg Opole - Przemyśl: 30 zł
Bus Przemyśl - Medyka: ok. 2 zł
Marszrutka: 7 zł
hostel - płaciliśmy 8 euro (za osobę, pokój 2-os.) Można znaleźć taniej, no, a w górę - jak kto lubi :)

joga joga

Po raz kolejny na łamach kilometrów zapraszam w bardzo krótką podróż. Zachęcam do multimedialnej wycieczki po jednym z opolskich klubów jogi.




Znam zarówno wielu zwolenników, jak i "przeciwników" jogi. Dla tych pierwszych powody jej ćwiczenia mogą być różne. Z kolei drudzy podają różne powody, dla których nie chcieli by jej spróbować. Są też tacy, którzy sprawdzili i doszli do wniosku, że nie jest to zajęcie dla nich.

Przed pójściem na pierwsze zajęcia czytałam wiele artykułów na temat jogi, o tym ile pozytywów przynosi jej praktykowanie. Przyznam szczerze - na początku, w praktyce, wszystko było inne niż wyobrażenia po przeczytanych informacjach.

Tych, którzy nie mieli okazji praktykować jogi, albo po prostu ciekawych jak takie zajęcia wyglądają , gdzie można spróbować - zapraszam do obejrzenia krótkiej, multimedialnej recenzji.