poniedziałek, 12 grudnia 2011

Autostopem po Europie

Kolejna środowa audycja już za nami, niedawno gościł u nas Dawid. Tematem przewodnim był autostop, będący nie tylko formą oszczędności, ale też sposobem na poznanie innych kultur od podszewki. Dawid okazał się znakomitym rozmówcą, z pełnym bagażem doświadczeń i autostopowo przejechanych kilometrów. Swoją przygodę z autostopem rozpoczął kilka lat temu, a pierwszym celem były Czechy. Jak mawiają autostopowicze, kto raz spróbuje, ten nie będzie chciał skończyć. Tak też było w przypadku Dawida. Z biegiem czasu planowane przez niego trasy stawały się coraz to dłuższe, a następnym kierunkiem okazały się Włochy. To jednak nie one stanowiły główny temat audycji. Najdłużej rozmawialiśmy o Bałkanach, które odwiedził już dwa razy.

Oprócz informacji o miejscach i trasie podróży, nasz gość opowiedział nam z kim jeździ. Dawid lubi podróżować sam, bo jak twierdzi w trakcie wyjazdu z drugą osobą, mogą powstawać niepotrzebne konflikty, wywołane zmęczeniem i napotkanymi przeszkodami. Często bywa tak, że z osobą, z którą świetnie dogadujemy się na co dzień, ciężko znaleźć wspólny język w czasie drogi. Inną zaletą samotnego podróżowania jest możliwość łatwiejszego nawiązywania znajomości ze spotkanymi po drodze ludźmi. Nie ma jednak uniwersalnej odpowiedzi z kim najlepiej podróżować. Wszystko zależy od tego, z kim najlepiej się czujemy, a kto nie spróbuje różnych rozwiązań, ten nie będzie wiedział. Jedni po prostu wolą samotne podróże, inni lepiej i bezpieczniej czują się w towarzystwie bliskiej osoby.

Dawid zdradził nam także jakie są jego podróżnicze marzenia. Jest to między innymi Gruzja, do której chciałby pojechać autostopem, a my mu tego serdecznie życzymy.


A teraz zapraszamy do obejrzenia zdjęć Dawida z jego podróży...













czwartek, 1 grudnia 2011

yeti

Zapraszam do oglądania.







lub http://vimeo.com/33036729



Jeśli nie mieliście okazji spróbowania swoich sił na ścianie wspinaczkowej, mam nadzieję, że podcast Was do tego zachęci.

Wspinaczka na sztucznej ścianie jest możliwa dzięki szkole podstawowej nr 11 na Chabrach, gdzie mieści się jedyna ściana wspinaczkowa w Opolu. Podcast został zrealizowany w trakcie zajęć szkoły wspinania Yeti, prowadzonej przez instruktora Polskiego Związku Alpinizmu, Arka Tabisza. Na zajęciach oprócz samego trenowania, nabywamy niezbędne umiejętności do wspinaczki w skale. Dobra zabawa, przyjemna atmosfera, nauka wspinaczki i możliwość podnoszenia swoich umiejętności - to powody dla których trzeba spróbować :)


Więcej informacji na stronie: http://yetiwspinanie.pl/

środa, 16 listopada 2011

Witajcie, nazywam się Sylwia i jestem od niedawna drugą autorką kilometrów.
Podobnie jak Kasia jestem zapaloną podróżniczką. Podróże to moja pasja. To z nimi wiąże moja przyszłość i liczę, że kiedyś spełni się moje marzenie i odwiedzę wszystkie miejsca na Ziemi.
Jak już Kasia wspomniała, pomysłów nam nie brakuje, dlatego z pewnością blog będzie się rozwijał i stawał się coraz ciekawszy.

Myślę, że to odpowiednia pora by wspomnieć, że wspólnie z Kasią prowadzimy audycje- Kilometry, w Radiu Emiter. Co tydzień zabieramy słuchaczy do jakieś nowego miejsca, kraju czy zakątku naszej planety. Bardzo często goszczą u nas ciekawi goście, nie brakuje humoru i dobrej muzyki. Posłuchać nas możecie w każda środę o godz. 19 na stronie www.radioemiter.pl

A więc...czytajcie, słuchajcie i komentujecie:)

sobota, 5 listopada 2011

Nie samym słońcem człowiek żyje

Złote Piaski czy Słoneczny Brzeg, zorganizowane wyjazdy na bułgarskie wybrzeże... Moje początkowe skojarzenia to ogrom plażowiczów, masa klubów i plażowych imprez do białego rana. Taki scenariusz nie był moim wakacyjnym marzeniem.

Wakacje w Bułgarii nie muszą jednak ograniczać się do wcześniej wspomnianych czynności (nie twierdzę, że nieprzyjemnych). Warto jednak połączyć słodkie plażowe lenistwo z poznaniem niektórych atrakcji, które dostępne są w rejonie wybrzeża.

Wygodną miejscowością do robienia jednodniowych wycieczek okazały się właśnie Złote Piaski. Szperanie w internecie i przeglądanie przewodnika kusiło do odwiedzenia wielu, wielu miejsc. Monaster Aładża, Bałczik, Skalny Las, Warna i przylądek Kaliakra - te miejsca odwiedziliśmy, a reszta... to dolce far niente i korzystanie z uroków plaży i Złotych Piasków ;)

Ceny wyjazdów studenckich biur podróży bywają atrakcyjne i często taka forma wyjazdu jest tańsza niż organizowanie wyjazdu na własną rękę. W przeciwieństwie do wycieczek fakultatywnych oferowanych na miejscu. Zarówno miejscowych biur, jak i tych z Polski. Poza tym organizowanie własnych wypadów, bez ograniczeń czasowych i podporządkowania grupie, uważam za o wiele ciekawsze.

Zatem co warto zobaczyć w Bułgarii w rejonie północnego wybrzeża Morza Czarnego?

Monaster Aładża (Skalny Monaster), kilka kilometrów od Złotych Piasków.

Jest to klasztor wykuty w skale, składający się z kilkunastu cel i komór. Część jaskiń zamieszkiwana była już w epoce kamienia, chrześcijańska świątynia istniała w tym miejscu prawdopodobnie w V wieku, a sam klasztor przypuszczalnie został założony w XIII wieku. Klasztor tworzą dwa poziomy, na których znajdują się pomieszczenia, w których żyli niegdyś mnisi. Zagospodarowane były tam między innymi cele, kuchnia, jadalnia, cerkwie, krypta.
Samo słowo aładża jest pochodzenia persko-tureckiego, tłumaczone jako pstry, kolorowy. Przypuszcza się, że pochodzi od białego koloru skał bądź pozostałości fresków.







W zagłębieniach skały, mnóstwo pozostawionych karteczek z życzeniami i marzeniami





Ze Złotych Piasków jest wygodne dojście do Aładży. Z Parku Przyrodniczego prowadzi szlak do samego klasztoru, spacerujemy lasem Hanczuka. Aby trafić na szlak należy spod ogromnego hotelu Melia iść prosto, za przejściem podziemnym, wejść w las, iść prosto aż do znaków szlaków. Dojście niebieskim szlakiem, szybkim krokiem zajmuje ok. 45 minut. Wstęp do klasztoru i muzeum wynosi 5 lw.










Kolejna wycieczka to przylądek Kaliakra i Bałczik. Na tych miejscach zależało mi najbardziej i też dla mnie okazały się najbardziej atrakcyjne.

Kaliakra to najbardziej wysunięta w morze część bułgarskiego wybrzeża, wyrasta kilkadziesiąt metrów ponad powierzchnię morza, zadziwia kolorami. Czerwona skała, niesamowity kolor morza, wspaniałe klify. W średniowieczu przylądek nazwano "Pięknym Przylądkiem" - nazwa bardzo trafna. Stojąc na samym końcu przylądka, w pobliżu kapliczki św. Mikołaja, podziwiając cudowne morze zauważyliśmy kilka delfinów. Niesamowity widok. Lśniące morze, rozbijające się o skały fale i zadziwiające delfinie skoki. Pierwszy raz widzieliśmy delfiny na wolności, dlatego tym bardziej byliśmy zadowoleni ze spotkania z nimi. Jak się później okazało, było to spotkanie pierwsze, ale nie ostatnie.














Dotarcie na Kaliakrę zabiera troszkę czasu, dlatego warto wyjechać wcześnie. Z przystanku w Złotych Piaskach wsiadamy do autobusu jadącego do Kawarny, a tam przesiadamy się do busa jadącego do Byłgarewa. O ile w Złotych Piaskach nie ma problemu w porozumiewaniu się po angielsku, to na dworcu w Kawarnie tak łatwo nie jest, a rozkłady jazdy są tylko w cyrylicy. Z Byłgarewa na przylądek zostało 7 km, więc ruszamy pieszo. Wysoka temperatura, nieprzyjemna asfaltowa szosa praktycznie bez pobocza zniechęciła nas do spaceru. Próbowaliśmy więc złapać stopa. Szło opornie... Ale nie warto rezygnować - my trafiliśmy na kierowcę, który okazał się bardzo sympatyczny i nawet nie pozwolił nam zapłacić za wstęp na Kaliakrę (3lw).

Kawarna - przewodniki informujące o atrakcjach Kawarny wymieniają głównie muzeum morskie, historyczne i etnograficzne. Nas to nie zachęciło i też nie mieliśmy czasu na rozejrzenie się po miejscowości. Zdążyliśmy jednak zauważyć, że Kawarna i Byłgarewo różnią się od Złotych Piasków. Dla mnie dużym zdziwieniem były bardzo licznie rozwieszone nekrologi, widoczne praktycznie wszędzie - umieszczone na domach, sklepach, na drzewach, z kolorowymi zdjęciami zmarłych.

Autobus ze Złotych Piasków do Kawarny kosztuje 7 lw.

W drodze ze Złotych Piasków na Kaliakrę mijamy Bałczik - kolejną nadmorską miejscowość. Główną jej atrakcją jest ogród botaniczny i Spokojne Gniazdo czyli letni pałac królowej Rumunii Marii. Królowa Maria była wnuczką angielskiej królowej Wiktorii i rosyjskiego cara Aleksandra II oraz żoną Ferdynanda, króla Rumunii. Trzeba dodać, że Bałczik od 1913 roku do 1940 należał do Rumunii. Sam pałac nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia, choć zainteresowanie wzbudził bialutki minaret wieńczący budowlę. Wokół roztacza się ogród botaniczny, w którym rośnie mnóstwo gatunków drzew, krzewów i kaktusów (kolekcja kaktusów jest drugą co do wielkości w Europie, po Monako). Z ogrodu rozpościera się przyjemny widok na morze i białe domy Bałcziku.





















Cena biletu autobusowego z Kawarny do Bałcziku 3,5 lw.

Cdn.

Następnym razem coś o jaszczurkach ze Skalnego Lasu, super grass z Warny i troszkę Presleya ;)

A na sam koniec bułgarskiej części pierwszej scena z filmu Wielki Błękit.


niedziela, 16 października 2011

Zmiany!

Długo mnie tutaj nie było i w między czasie nastąpiła bardzo ważna zmiana.


Kilometry będą miały kolejnego autora - tutaj gorąco witam Sylwię, która będzie współautorką kilometrowych podróży. Mam nadzieję, że wspólne prowadzenie bloga przyczyni się do systematyczności umieszczania wpisów opisujących nasze wyjazdy, projekty znanych i mniej znanych podróżników, książkowe i filmowe inspiracje i wiele, wiele innych. Pomysłów nam nie brakuje, trzymajcie kciuki za ich wykonanie ;)

Wakacje już dawno za nami, pogoda za oknem iście jesienna... Na przypomnienie lata... i jako zwiastun kolejnego wpisu - obrazek z ciepłego miejsca :)


poniedziałek, 30 maja 2011

Lwów - z innej perspektywy

Stare, obdarte podwórka, rozwieszone pranie, zatrzymany czas. Uliczni grajkowie, babuszki w kwiecistych chustach sprzedające owoce i warzywa. To jeden obraz.




A drugi? Nowoczesne miasto, pełne turystów i drogich samochodów. Niewątpliwie Lwów jest pełen kontrastów i uroku. Tylko jak go znaleźć, będąc tam zaledwie dwa dni?


...

Pierwszy spacer do centrum. Może to przez zmęczenie, ale pierwszego popołudnia nie poczułam uroku tego miasta. Nasz plan też nie był zbyt aktywny. Wybraliśmy się na spacer po rynku...



... który chwilę później oglądaliśmy z wieży ratuszowej.



Wieczorem udaliśmy się do przyjemnej knajpki, która polecana jest w przewodnikach i różnych materiałach z informacji turystycznej, choć cenowo raczej nie odbiega od innych. Niewielka restauracja mieści się na XVI wiecznym, renesansowym włoskim dziedzińcu (wstęp kosztuje 1 Hr). Z pewnością można tam odpocząć od gwaru miasta, ale traci się tym samym szansę na poczucie magii Lwowa...


Tę poczuliśmy kolejnego dnia.

Dzień znów rozpoczęliśmy od kręcenia się po okolicach rynku. A tam, warte zobaczenia...

Katedra Łacińska- jeden z najstarszych Kościołów we Lwowie oraz jeden z najstarszych gotyckich lwowskich zbytków, Ormiańska, która była kiedyś centrum dzielnicy zamieszkanej przez lwowskich Ormian, Czarna kamienica, Kaplica Boimów czy pobliska Opera.








To tylko niektóre z miejsc, które trzeba zobaczyć, a tu tak goni nas czas...

Oprócz punktów obowiązkowych, ruszyliśmy szlakiem niezwykłych knajp. Tak, to pochłonęło sporo czasu :)
Moim numerem jeden z pewnością jest knajpa... której nazwy nie pamiętam! Próbując znaleźć w Internecie natknęłam się na dwie: Kominiarz i Dom Legend. Druga zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu, więc pewnie tak ją zapamiętam. A czym mnie urzekła? Tarasem. Tarasem z pięknym widokiem na miasto, kominem, na który można się wspiąć i zaparkowanym tam trabantem.




Na przeciw Domu Legend mieści się żydowska "Pod Złotą Różą" gdzie ceny zależne są od umiejętności targowania się (nie praktykowaliśmy).

Bliżej ratusza można wstąpić do kawiarni Masocha, gdzie czeka nas, hmm, nie owijając w bawełnę, ostra atmosfera. Fani kajdanek, pejczów i innych tego typu gadżetów z pewnością poczują klimat (Leopold von Sacher - Masoch jest ojcem masochizmu). Długo tam nie zagościliśmy, więc próbujemy dalej...





Znanym lokalem jest restauracja - muzeum lampy naftowej. Przy wejściu rzeźba poświęcona wynalazcy - Ignacemu Łukasiewiczowi, a na tarasie stoi latarnia w postaci lampy naftowej. Klimat knajpy utrzymany przez liczne eksponaty i firmowe specjalności...


Coś dla fanów słodkości - nie można ominąć fabryki czekolady. Specjały w karcie powodują ciężkie do pokonania niezdecydowanie, a mieszczący się w środku sklep może solidnie nadszarpnąć wycieczkowy budżet. Szpilki z czekolady, jakie to kuszące...



Ciekawych knajp z koncepcją jest jeszcze więcej. Dwa dni na samo ich odnalezienie to stanowczo za mało.

Zostawmy okolice rynku i przejedźmy rozklekotanym tramwajem na Dworzec Stryjski. Przy zachodzącym słońcu wygląda pięknie.



Będąc we Lwowie nie można zapomnieć o cmentarzu Łyczakowskim, który jest jedną z najstarszych z istniejących do dziś w Europie nekropolii. Pełen charakterystycznych pomników i bogatego zdobnictwa nagrobnego. Pochowanych jest tam wielu przedstawicieli nauki, sztuki i polityki. Znajdują się tam także mogiły uczestników powstania kościuszkowskiego, listopadowego i styczniowego.





Osobną część cmentarza stanowi cmentarz Orląt Lwowskich, który został zniszczony przez Armię Czerwoną w 1971 roku, a odbudowany w latach 90tych. Setki białych, jednakowych mogił... Na Pomniku Chwały wyryte "Mortui sunt ut liberi vivamus" - "Polegli, abyśmy żyli wolni". W tym miejscu nie trudno o chwile skupienia, zatrzymania się.


Atmosfera tego cmentarza to też jego położenie na falistym terenie, pełnym bogatej roślinności.

*

Do centrum wróćmy tramwajem. Zza szyb rzućmy jeszcze raz okiem na stare kamienice, sklepy jakby z innego wieku, gwar kupieckiego miasta. Następny przystanek. To Lwów prężnie idący do przodu, miasto młodych, ściągające rzesze zachodnich turystów.





Lwów zachwycił. Magią przeszłości i przyszłości, gdzie jazda tramwajem jest jak podróż w czasie...


Teraz też zmieńmy czas - na ten przed podróżą. Trochę planowania.

Dla nas czynnikiem najważniejszym była cena, więc wybraliśmy sposób kombinowany. Pociąg do Przemyśla, stamtąd bus do przejścia granicznego w Medyce. Po pieszym przekroczeniu granicy, marszrutka do Lwowa. W Internecie jest mnóstwo ofert hosteli, hoteli czy kwater, na miejscu z pewnością też coś znajdziemy.

Ceny poglądowo:

Pociąg Opole - Przemyśl: 30 zł
Bus Przemyśl - Medyka: ok. 2 zł
Marszrutka: 7 zł
hostel - płaciliśmy 8 euro (za osobę, pokój 2-os.) Można znaleźć taniej, no, a w górę - jak kto lubi :)