poniedziałek, 29 października 2012

Trekking w Albanii, Grecji i w Macedonii



W październiku tego roku udało mi się wyjechać na trekkingową wyprawę na Bałkany.  Planowaliśmy ze znajomymi co prawda Alpy ale ze względu na pogodę zmieniliśmy decyzję. Spędziliśmy więc  2 tygodnie  w pięknych górach Albanii, Grecji i Macedonii! W tym czasie nie spotkaliśmy tam ani jednego turysty! Uwielbiam takie góry :-)
Przez 2 tygodnie spaliśmy pod namiotami, co noc zmieniając miejsce. Myliśmy się w jeziorach, rzekach i ogólnie dostępnych na Bałkanach kranikach z wodą, ale w górach najczęściej musiało nam wystarczyć kilka wilgotnych chusteczek na otarcie potu przed snem :-/
Za nami długie kilometry pieszych wędrówek z plackiem przez góry, w których praktycznie nie było szlaków, zazwyczaj więc kluczyliśmy w labiryncie ścieżek pozostawionych przez owce i kozy. Często też przedzieraliśmy się przez chaszcze, piekące jałowce i inne paskudztwa :-( Przemierzaliśmy strome granie, łagodne zbocza, głębokie wąwozy, przełęcze, żleby i doliny, zaglądaliśmy w przepaście i wciąż wchodziliśmy w górę tylko po to by za chwilę zejść w dół.
Wędrowaliśmy w gorącym bałkańskim słońcu (w ciągu dnia temperatury w okolicy 30 stopni) i ogrzewaliśmy się przy ogniskach w czasie już dość zimnych nocy spędzanych w górach(kilkakrotnie na wysokości ok. 2000 m n.p.m.). Zasypialiśmy w blasku księżyca i gwiazd by obudzić się w chmurach..
Wychodząc w bałkańskie góry zaopatrywaliśmy się w kilka litrów wody, którą potem piliśmy oszczędnie wiedząc, że czasem przez kolejne 2 dni tej wody nigdzie nie spotkamy.
Uzbrojeni w kije i petardy (ewentualnie w chleb) walczyliśmy z bojowymi psami pasterskimi pilnującymi w górach stad owiec. Wypatrywaliśmy też z obawą spotkane kilkakrotnie w Grecji i w Albanii niezwykle jadowite żmije nosorogie. I wciąż napotykaliśmy zdziwione spojrzenia owiec, kóz, krów, osłów i mułów mijanych przez nas wysoko w górach ;-)
Narzekaliśmy na zmęczenie, na nasze spocone i brudne ciała, podrapane nogi, bolące stawy i przewiane kolana, spaloną słońcem skórę i ogorzałą twarz (starałam się unikać oglądania jej w lustrze przez te 2 tyg. ;-). Walczyliśmy z zawrotami głowy i bąblami na stopach ( z braku igły przebijałam je sobie nożem). Nawet wygodnie podróżując samochodem często narzekaliśmy na mdłości pokonując długie kilometry serpentyn prowadzących do górskich wiosek ..
Na naszych gazowych turystycznych kuchenkach gotowaliśmy wciąż do znudzenia litry wrzątku, którym zalewaliśmy niezliczone ilości przywiezionych z Polski: gorących kubków, zupek chińskich, słodkich kisielowych i budyniowych chwil, musli, otrębów, mleka w proszku, kaszek, pęczniejącego szybko kuskusa i innych szybkich potraw. Istnym rarytasem były dla nas wtedy odgrzewane słoiki z klopsami, fasolką i gołąbkami itd. Aczkolwiek gdy tylko była okazja w otchłaniach naszych żołądków lokowaliśmy regionalne specjały w tym m.in. moje ukochane burki i równie dobre pieczone na ogniu przez greckie matrony kozy ;-) Zmęczeni po zejściu z gór, nękani pragnieniem pożeraliśmy w winnicach słodkie winogrona i zerwane wprost z drzew albańskie śliwki, macedońskie jabłka oraz orzechy.
W albańskich górach zbieraliśmy łuski po pociskach z kałasznikowa, zaglądaliśmy do bunkrów oraz pasterskich szałasów. W czasie jedynego dnia kiepskiej pogody stary Grek uczył nas w wiejskiej tawernie regionalnych gier w karty i gry w domino. Rozmową po angielsku zabawiał nas (ku naszemu zaskoczeniu) macedoński stary pasterz w kufajce oraz poszarpany i brudny poganiacz mułów. Wszędzie napotykaliśmy życzliwych nam bardzo mieszkańców tych regionów, którzy cieszyli się, że przyjechaliśmy odwiedzić ich piękne góry (aczkolwiek grecki celnik, był bardzo zaskoczony gdy dowiedział się, że jedziemy w ich góry a nie jak wszyscy nad morze ;-)
Było pysznie! Życie smakuje mi bardziej z bliska, szczególnie jeśli mogę je dotknąć całą dłonią a nie tylko palcem : - )
Ps. Położyć się wygodnym łóżku po dwóch tygodniach spędzonych pod namiotem – bezcenne!
Szczegółowa fotorelacja z wyprawy niebawem.

A poniżej kilka fotek z wyjazdu. 



















Bałkany na stopa

Poniżej kilka słów na temat wyprawy autostopem po Bałkanach z sierpnia 2012 r.
Na wyprawę udałam się z przyjaciółką.  W 2 tygodnie przejechałyśmy kilka tysięcy kilometrów i w morderczym tempie zajrzałyśmy do Macedoni, Albani, Czarnogóry, Bośni i Hercegowiny oraz Chorwacji!

Przemieszczałyśmy się wszelkimi rodzajami transportu. Na stopa standardowo brały nas m.in. tiry (polskie, serbskie, węgierskie i tureckie), autobusy puste i pełne turystów, francuskie busy zmierzające do Stambułu i austriackie pełne młodych studentów, albańskie mercedesy na włoskich numerach, rozklekotane chorwackie garbuski a nawet jaguary włoskich dewotek! Ponadto korzystałyśmy w lokalnych autobusów i busów, promów oraz barek.

Spałyśmy m.in. na polu kukurydzy w Chorwacji, w garażu w albańskiej Sarandzie, na trawniku w Belgradzie, u sycylijskich sióstr zakonnych w albańskim Szkodrze( niech im pan Bóg wynagrodzi), na podłodze w przepełnionym hotelu (który wzięłyśmy za muzeum) w albańskiej Gijokastrze , pośrodku plątaniny autostrad w Czechach (na szczęście miałam zatyczki do uszu) czy też w naszym komfortowym namiocie rozbitym gdzieś na słoweńskim polu. Zazwyczaj jednak starałyśmy się wynajmować kwatery prywatne lub znajdować campingi ;-)
W naszych portfelach walały się chorwackie kuny, albańskie leki, macedońskie denary, bośniackie marki i euro, którym na szczęście w przypadku braku rodzimej waluty wszędzie spokojnie można było płacić.

W szerokiej gamie języków jakimi się posłużyłyśmy prócz angielskiego i strzępów niemieckiego w moim wydaniu znalazły się również dzięki Eli francuski i włoski ( ten ostatni bardzo pomocny w Albanii) oraz turecki (Turek z którym jechałyśmy miał przy sobie rozmówki angielsko- tureckie z których skorzystałyśmy próbując dogadać się z nim). Ale w większości krajów, które odwiedziłyśmy spokojnie dogadywałyśmy się po polsku i rosyjsku jako, że zamieszkują je nasi bracia Słowianie.
Jadłyśmy głównie burki popularne na całych Bałkanach. To doskonałe cienkie, ciepłe ciasto podawane na słono z różnym nadzieniem ( z mięsem, serem białym, szpinakiem, ziemniakami, cebulą, pomidorami itd. ) Burki są znakomite! Czemu ich nie ma w Polsce?? Już za nimi tęsknię. Dietę wspomagałyśmy regionalnymi owocami oraz słodką baklawą. I oczywiście hektolitrami wody, niezbędnej w wysokich temperaturach jakie musiałyśmy znosić (przez te 2 tygodnie deszcz padał raz przez 15 minut w Chorwacji).

Jestem wdzięczna wszystkim którzy nam pomogli w trakcie naszej wyprawy. Najbardziej w pamięci utkwił mi chorwacki rolnik o długich wąsach, który widząc jak łapiemy stopa w okropnym upale zatrzymał się obok nas swoim traktorem i wręczył nam melona. To było piękne! Choć nie gorszy był biznesmen z Krakowa, który poruszony naszymi planami zatrzymał się na stacji benzynowej by kupić nam batoniki i hot-dogi. A takich ludzi spotkałyśmy wielu na swojej drodze. Szczególnie w Albanii, gdzie obcokrajowca jeszcze postrzega się jako gościa a nie turystę. Ludzie tam byli niezwykle gościnni dla nas.

 Pełna fotorelacja  z wyprawy:
https://picasaweb.google.com/110096040125918345470/BaKany

I kilka fotek na zachętę: